Echo ze Wzgórza Bł. Matki Marii Pasterki

Spis numerów


sierpień 2014/08
nr 152

120 LAT W RATOWANIU ZAGUBIONYCH

            Sierpień przeżywamy jeszcze jako miesiąc wakacyjny i urlopowy; miesiąc pielgrzymek i wędrówek turystycznych; jako miesiąc różnorodnych spotkań. Spotykamy ludzi starszych i młodych, rówieśników i dzieci… ludzi radosnych i entuzjastycznych, ale też ludzi przygaszonych, smutnych, zmartwionych, wręcz przygnębionych, załamanych… ludzi ze spojrzeniem otwartym i jasnym, ale i takich, którzy chcieliby ukryć przed nami swój wzrok, bo – jak mówimy – „oko jest oknem duszy”… Ileż to razy staje nam na drodze człowiek prawdziwie zagubiony, który nie umie odnaleźć swej drogi, nie rozumie samego siebie ani tych, którzy są obok niego… człowiek, który tak się w życiu zabłąkał, że pozostał sam, inni odsunęli się od niego, został wykluczony ze wspólnoty… Szokujące są takie spotkania… Jak na nie reagujemy?

Trudne spotkania i ich konsekwencje         

Przenieśmy się do Poznania, gdzie 120 lat temu młoda Maria Karłowska przeżyła podobne spotkanie. Krótko przedtem spędziła lato u swej starszej siostry w Będzitowie, gdzie  wieczorami wczytywała się w żywot św. Marii Magdaleny pokutnicy. Rozważała, czym jest odpuszczenie win… jak się ono dokonało u Magdaleny. „Już opanowana jest spojrzeniem Pana, Jego słowem, dobrocią, świętością” – czytała. „Pada do nóg Jego. Myśli tylko, jak być oczyszczoną, jak święcie pokutować… Znajduje w Nim nie surowego i potępiającego sędziego, ale miłosiernego Pana…”. Maria odczuła, że zgłębiła tajemnicę Magdaleny. Może już wtedy w głębi Jej duszy kształtował się podświadomie obraz przyszłego apostolstwa.

            Słucha w kościele Ewangelii o Dobrym Pasterzu, który zostawia 99 wiernych owiec, a idzie szukać zabłąkanej, bierze ją na ramiona i przynosi do owczarni… i raduje się… Coraz głębiej zapadają w Jej młode serce słowa: „Szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 10,19).

            I przyszło owo pochmurne popołudnie, przyszło to niespodziewane, szokujące spotkanie w domu ubogiego krawca – z poznańską prostytutką. Wpada hałaśliwie do mieszkania w czasie rozmowy, jaskrawo ubrana, nietrzeźwa, ale mimo uśmiechu na twarzy, można zauważyć jej wewnętrzny niepokój. Gospodarze chcą ją usunąć, ale Maria zdecydowanie sprzeciwia się temu. Wróćmy tu do wstępnego pytania: co my byśmy zrobili w takiej sytuacji?... Maria w serdecznych słowach zwraca się do przybyłej, która pod jej wpływem uspokaja się i ze wzruszeniem, bez żadnych wstępów przedstawia się jako „kontrolna”, czyli prostytutka będąca pod nadzorem policji obyczajowej. Z płaczem opowiada o swym pogardzanym życiu. Maria czuje się zepchnięta na samo dno ludzkiej nędzy i poniżenia. Co uczyni? Czy bezradnie opuści ręce i pozostawi tę biedną istotę na dalszą pastwę grzechu i wzgardy? „Pani, pomóż mi, nie odtrącaj! Ty jesteś dobra! Ulituj się nade mną!” – błaga dziewczyna. Apostolskie serce Marii rozpala się. Wie już teraz na pewno, że za wszelką cenę musi ją ratować. Ujrzała w niej Chrystusową zagubioną setną owieczkę. I usłyszała w swej duszy wołanie Pana: „Mario, pójdź za Mną!”. Dojrzewa w Jej sercu odpowiedź: „Oto ja, Panie, poślij mnie!”. I tak się zaczęło to „szukanie” i ratowanie zagubionych, a było ich coraz więcej. Pomimo, że to, czego się podjęła, oceniano nieżyczliwie, wprost wrogo i pogardliwie… pomimo wysłuchiwania wymówek rodziny… mimo określeń policji, że „takie są feniga nie warte”… Maria zgarniała dziewczęta „z ulicy” i usiłowała je ratować. A gdy kiedyś zdarzyło się, że ujrzała swą podopieczną wchodzącą znów do domu publicznego, stanęła pomiędzy nią a prowadzącym ją mężczyzną i zawołała: „Nie wolno! Ty należysz do Boga!” i zawstydzona dziewczyna poszła z Marią do Matki Bożej Nieustającej Pomocy do Fary poznańskiej, aby u Niej szukać siły do zerwania ze złem.

            A gdy już pod okiem Opatrzności Bożej zdobyła dla nich dom, wciąż wierzyła, że „Bóg da nam wszystko, czego się spodziewamy”. Bywało, że policja, zamiast oddać dziewczynę do aresztu, przyprowadzała ją na Winiary, dziką, niepohamowaną, agresywną, radząc uspokoić ją kaftanem bezpieczeństwa. Jakież było zdziwienie, kiedy po zbliżeniu się Matki Marii dziewczę uspokajało się. „Masz mamę? – pyta Matka – „Nie!” – „Teraz ja będę twoją mamusią!”. Dziewczyna weszła potulnie do Domu Misyjnego. „Cuda tu się dzieją! – zdziwił się policjant. A Matka Maria na to: „Temu dziecku potrzeba było tylko serca” i odmawia zatrzymania kaftana bezpieczeństwa „tak na wszelki wypadek”. Swoim siostrom pasterkom daje aktualny po wszystkie czasy nakaz: „Niech miłość będzie królową cnót w zgromadzeniu!”. Innym razem Matka Założycielka, wiedząc, że dwie wychowanki zaplanowały ucieczkę z zakładu, nie wezwała policji, aby je ochroniła, choć tak było ustalone dla „kontrolnych”, ale – żeby je ratować od powrotu do grzechu - sama wyszła na drogę, którędy miały zamiar zbiec i gdy się pojawiły, rzuciła się przed nimi krzyżem na ziemię, mokrą tego dnia po deszczu. Trudno wyobrazić sobie zaskoczenie i zmieszanie dziewcząt. Skończyło się na szczerym przepraszaniu Matki i powrocie z Nią do domu. Uratowane! Wytrwały u Dobrego Pasterza do końca życia.

Opisujemy te epizody tak dokładnie, mając na myśli możliwości różnych naszych spotkań, z pewnością nie tak drażliwych, jak przeżyła Maria Karłowska, ale niejednokrotnie również szokujących, które wymagają od nas zajęcia konkretnego stanowiska... wymagają naszej odpowiedzi… Mogą stanąć na naszej drodze różnorodne ludzkie zagubienia. Dzisiaj także jest ich niemało. A przecież – jak poucza Matka Maria – obok ludzkiej niedoli nie można przejść obojętnie. Każdy człowiek jest umiłowanym dzieckiem Bożym, choć czasem tak bardzo niepodobnym do Ojca, dlatego trzeba pochylić się nam nim z miłosierdziem. Cóż to jest miłosierdzie? Wytłumaczmy słowami św. Jana Pawła II z encykliki „Dives in miserdicordia” (3): „Jezus nade wszystko całym swoim postępowaniem, całą swoją działalnością objawił, że w świecie, w którym żyjemy, obecna jest miłość, która zwraca się do człowieka, ogarnia wszystko, co składa się na jego człowieczeństwo. Miłość ta w sposób szczególny daje o sobie znać w zetknięciu się z cierpieniem, krzywdą, ubóstwem, w zetknięciu z całą historyczną „ludzką kondycją”, która na różne sposoby ujawnia ograniczoność i słabość człowieka, zarówno fizyczną, jak i moralną. Właśnie ten sposób przejawiania się miłości nazywa się w języku biblijnym miłosierdziem”.

Możemy powiedzieć, że te słowa Papieskie doskonale podsumowują pracowite życie apostolskie Błogosławionej Matki Marii Karłowskiej i założonego przez Nią 120 lat temu Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej, które przez wszystkie lata swego istnienia kieruje się hasłem ewangelicznym: „Szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10). Spójrzmy, jakie zasady pozostawiła Matka Założycielka siostrom pasterkom, aby mogły wypełnić swoje zadanie.

Wartość duszy ludzkiej

Matka najpierw jasno i wyraźnie ukazała, na czym polega wartość duszy. Patrzyła na człowieka jako na całościowe dzieło Boże – duszę i ciało, dlatego swoje wychowanki i ogólnie grzeszników określała sobie właściwym słowem: „Dusza”, pisanym z dużej litery. Wyjaśniała: „Jedna Dusza więcej znaczy, jak świat cały. W następstwie więc – twierdzi Matka Maria - podać jej rękę, aby ją wyrwać z otchłani grzechu, to rzecz najważniejsza. Jedna tylko Dusza droższą jest przed Bogiem, jak wszystkie stworzenia znajdujące się na okręgu ziemi, dlatego współdziałać, aby ją przyodziać łaską Boga, karmić i umacniać dobrymi przykładami i naukami, których się jej udziela - to czynność świętsza, jak przyoblec i karmić wszystkie stworzenia, które są na ziemi. Oswobodzić jedną Duszę z niewoli grzechu i szatana, to dzieło godniejsze, jak wypuścić na wolność wszystkich więźniów i niewolników, którzy są na świecie”. Dalej Matka Karłowska podkreśla, że „Przywrócić jedną Duszę ze śmierci grzechu do życia Łaski - to rzecz milsza Bogu, jak wskrzesić wszystkie ciała umarłych, które są w grobach. Zadać śmierć grzechowi w jednej tylko Duszy, to jest większe dobro, jak stłumić zarazę, która na całej ziemi byłaby rozlaną”. Dlatego – mówi Błogosławiona - „Rządzić i prowadzić Dusze po drogach duchowych łask to rzecz doskonalsza, jak rządzić światem w rzeczach ziemskich”, a „strata jednej Duszy jest tak wielkim nieszczęściem, że rozprzężenie wszystkich żywiołów, zagłada całego świata, niczym są w porównaniu do straty jednej Duszy w wieczności!”.

Nie dziwimy się więc, że o sobie samej Matka pisze: „Gdybym mogła, poszłabym do piekła i tam biłabym się z szatanami o Dusze! Za każdą Duszę życie bym oddała!”- a siostrom pasterkom daje znamienne polecenie: „Nie odpychaj tych, których Bóg nie odpycha. Nie potępiaj tych, którym Bóg nie odmawia Łaski. Nie odsuwaj tych, których Bóg stara się przyciągnąć” i podkreśla: „Warto być pasterką, aby choć jednej Duszy dopomóc do zbawienia”.

Znaczenie modlitwy w ratowaniu Dusz

„Modlitwa jest rodzicielką Dusz”- poucza Matka Karłowska – „jest potężnym środkiem zbawienia Dusz i często kwadrans modlitwy więcej łask wyjedna grzesznej Duszy, niż najdłuższa nauka i konferencja”. „Modlitwa uczy kierować Duszami. W modlitwie  czerpiemy wszelką umiejętność; w modlitwie znajdujemy światło Boże, jak przemawiać, pouczać, wpływać, zapalać, pokrzepiać, zawstydzać, uspokajać wzburzone umysły, do przejrzenia doprowadzać. Znajomość rzeczy duchowych i serc ludzkich jest wynikiem ugruntowanej modlitwy i doświadczenia”.

Matka Założycielka tak wyjaśnia przyczynę konieczności modlitwy w pracy nad Duszami: „Rzecz jasna, że tylko Bóg jeden może udzielić łaski nawrócenia i zdziałać w Duszy grzesznej przemianę, a zatem do Boga udawać się trzeba o rzecz tak wielką. Dlatego zachęca: „Biegnijmy znaleźć Dusze, gońmy je modlitwami, wypuszczajmy za nimi strzały westchnień, byle je podbić, zwyciężyć i oddać Miłości!”.

Gorliwość o zbawienie Dusz

W szukaniu i ratowaniu ludzi zagubionych ważna jest gorliwość - stała i wytrwała. Matka Maria tłumaczy: „Gorliwość o zbawienie Dusz jest największym dowodem miłości do Boga. Dlatego dla zbawienia Dusz nie wystarczy pracować, ale trzeba pracować gorliwie, z zapałem i żarliwością spragnioną i nienasyconą”. Siostrom Pasterkom Założycielka pozostawiła jednoznaczne polecenie: „Pasterki powołane do Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej, którego celem jedynym jest nawracanie Dusz upadłych, przepełnione być powinny gorliwością nieustającą”, pamiętając zawsze o tym, że „jedynie miłością posługiwać się należy”, bo jak pouczała Matka Karłowska - „Bez miłości nie ma prawdziwego poświęcenia; bez miłości samemu życiu brak życia. Miłość jest mocą słabych, uzdrowieniem chorych, pociechą stroskanych, pomocą potrzebujących; miłość miękczy stwardniałe serca, poprawia przewrotnych, jednoczy w prawdziwym braterstwie. Miłość dopomaga wszelkiemu dobru. Miłość tłumi błędy i zabija występki. Jeśli masz silną wiarę, góry przeniesiesz; jeśli masz miłość gorącą – Dusze zdobędziesz. Pracujmy więc z gorliwością i poświęcajmy się dla Dusz upadłych, tak drogich Panu Jezusowi; szukajmy dla Miłości Jego tej „setnej owieczki”, aby tę właśnie pozyskać dla Nieba, tę najwięcej zaniedbaną, tę w cierniach nieprawości największych zawikłaną”.

Dobra Matka Maria mówi: „Chrystus Pan, ten nasz jedyny Mistrz, prawdziwy Przyjaciel – jest głodny i spragniony bardzo. On chory – On cierpi w ciele i w duszy naszego bliźniego”. W czasie naszych wakacyjnych wędrówek warto mieć w pamięci te słowa Błogosławionej Marii Karłowskiej. Wyruszając w drogę, nigdy nie wiemy, jakie czekają nas spotkania. Może właśnie stanie na naszej drodze ten Chrystus głodny lub cierpiący… może zagubiony… osamotniony, spragniony choć odrobiny dobroci, życzliwości, ludzkiej pociechy… Wspomnijmy zapomnianą już może piosenkę, śpiewaną przez Eleni, która pięknie oddaje ducha Błogosławionej:

Na pomoc, na ratunek człowiekowi - Czy słyszysz ktoś woła SOS!

Na pomoc zgubionemu w samym sobie - Na pomoc na ratunek SOS!

Cóż my wiemy o sobie,  - gdy tak idziemy drogą, - zaśpieszeni i każdy w swoją stronę, - a tam może wśród nocy - ktoś przyzywa pomocy, czyjeś serce gdzieś w tłumie zagubione.

Na pomoc…

Tak niewiele potrzeba, - może tylko uśmiechu, - może słowa jednego, przyjaznego.
Więc się pospiesz, nie zwlekaj, - niech na próżno nie czeka, nadaremno nie wzywa ciebie ktoś.

Na pomoc…

Tak Cię proszę mój Boże, - byś mi serce otworzył, - tak szeroko, szeroko, aż bez granic.
Daj mi wolność i ciszę, - żebym mógł Cię usłyszeć - i pospieszyć na każde zawołanie.

Na pomoc, na ratunek człowiekowi - Czy słyszysz ktoś woła SOS!

Na pomoc zgubionemu w samym sobie - Na pomoc na ratunek SOS!

            Usłyszeć, zauważyć i pospieszyć na ratunek. Zachęcamy: niech to będzie zadaniem apostolskim nie tylko nas, pasterek, ale także wszystkich, dla których Chrystus Pan jest Mistrzem, którzy uznają w Nim Dobrego Pasterza, bo On przyszedł, aby „szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk. 10,19).

 

                                                           Opracowała s. Gaudiosa Czesława Dobrska CSDP

Uwaga: Teksty pisane kursywą są zaczerpnięte z Pism Bł. Marii Karłowskiej.

 


sierpień 2014/08
nr 152 A

NIE JESTEM SAMA

            Sierpień przeżywamy jako miesiąc trzeźwości. Nawiązując do poprzedniego „Echa”, do naszych wielokrotnie trudnych spotkań z ludźmi zagubionymi w życiu i wspominając trudne spotkania Błogosławionej Matki Marii Karłowskiej z Jej pierwszymi – i następnymi – wychowankami, stwierdzamy, że były to osoby nie tylko uwikłane w niemoralność, ale także uzależnione od alkoholu. W sierpniu Matka Karłowska staje więc przed nami jako ta, która zrozumiała grozę tego uzależnienia, pochyliła się nad alkoholiczkami, okazała im serce, podała rękę i pomogła powstać, dając odczuć takiej dziewczynie, że nie jest sama. I to było czymś, co dodało jej sił i zachęciło do trudu wyzwalania się.

            Dziś nie dziwimy się, że do jabłonowskiego Sanktuarium Błogosławionej przybywa wiele osób uzależnionych, szukając ratunku i pomocy do podźwignięcia się. Taki człowiek nie może czuć się osamotniony w swej walce, podobnie jako osoby współuzależnione z jego otoczenia. Czasem wprost rozpaczliwie szukają kogoś, kto będzie im towarzyszył. Niech jako przykład posłuży nam świadectwo Basi, przekazane do Sanktuarium, które zatytułowała:

SKRZYNKA INTENCJI.

Skąd ten tytuł? Zaraz wyjaśnię. Mam na imię Basia jestem alkoholiczką. Tak alkoholiczką - ale trzeźwą. Moja droga życiowa była pełna zakrętów i zawirowań. Po ukończeniu terapii własnej w Wojewódzkim Ośrodku Terapii Uzależnienia od Alkoholu utrzymywałam wieloletnią abstynencję. Ale nawrót jest wpisany w tę chorobę, a u mnie zakończył się piciem. Bardzo destrukcyjnym i długotrwałym ciągiem. Autodestrukcja, jaką stosowałam wobec siebie samej, osiągnęła już takie rozmiary, że w konsekwencji doświadczyłam psychoz i jednorazowego ataku padaczki alkoholowej. Gdy ponownie podjęłam leczenie, terapeutka zadała mi pytanie: „Za co Ty siebie tak nienawidzisz, doprowadzając się do takiego stanu?”. No właśnie ………… za co?

Upadłam bardzo nisko, utraciłam sens życia i czułam, że nie jestem w stanie sama się podnieść. Wiedziałam, że tak po ludzku tego nie dokonam. Ja to czułam każdą cząstką siebie. Zaczęłam szukać pomocy. Nie w sposób spokojny, ale taki wynikający z mojej bezsilności, wydzierający się z dna serca. Boże, jeśli istniejesz …………… ulituj się nade mną!

Rozpaczliwie więc zaczęłam pisać prośby o modlitwę do tzw. skrzynek intencji. Tych próśb było wiele, nie pamiętam ile. Jakże byłam zdziwiona, gdy otrzymałam e-maila w odpowiedzi na moją prośbę. I tak w moim życiu, za przyczyną Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej z Jabłonowa Pomorskiego, zaczęła być obecna błogosławiona Maria Karłowska.

Jakże byłam zaskoczona, przybliżając sobie Jej postać oraz apostolstwo, że zajmowała się takimi kobietami jak ja, alkoholiczkami. Czy to przypadek? Zaczęłam swoją kolejną abstynencję, ale znacznie różniła się ona od tej poprzedniej. Nie czułam się już tak samotna i ufałam, że błogosławiona Maria Karłowska trzyma mnie za rękę. Ona wiedziała, czym jest choroba alkoholowa, miałam poczucie, że jestem w pełni rozumiana. Zyskałam Mamę, która mnie nie ganiła, nie oceniała, ale przygarnęła i kochała taką, jaką jestem: z moimi rozchwianymi emocjami, z moim głodem alkoholowym i brakiem wiary w siebie.

Od ponad dwudziestu lat uczęszczam na mityngi Anonimowych Alkoholików i dawno już pragnęłam stworzyć w swoim mieście miejsce, w którym ludzie zagubieni: uzależnieni, współuzależnieni i ofiary przemocy znajdą bezpieczną przystań. Miejsce, w którym otrzymają wsparcie, profesjonalną pomoc i będą czuli się, jak u siebie. Nie muszę przekonywać, jak trudne jest uzyskanie lokalu od miasta, zwolnienie go z czynszu i uzyskanie dotacji na bieżącą działalność… Od 2003 roku prowadzę Klub Abstynenta i uważam, że to olbrzymia łaska, jaką otrzymałam od błogosławionej Marii Karłowskiej. Potem zrodziła się myśl, aby pomagać w sposób profesjonalny – zatem studia, następnie Studium Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia i wreszcie praca jako terapeuta certyfikowany. Czy to przypadek? To, co kiedyś było niemożliwe, przybierało w moim życiu realistyczny wymiar.

W roku 2007 obudziłam się w nocy z silnym bólem w klatce piersiowej. To był zawał serca. Nazajutrz, gdy leżałam na Oddziale Intensywnej Terapii, profesor powiedział mi, że bardzo rzadko się zdarza, aby w tym wieku (miałam wówczas 45 lat) pacjenci „wychodzili” z tak rozległych zawałów. Ja wyszłam pomyślnie i wróciłam do swej pracy. Czy to przypadek? Wiem, że w Sanktuarium w Jabłonowie trwała nowenna o moje życie i powrót do zdrowia…

Rok 2008 - Akademia Medyczna, do której zgłosiłam się na usunięcie guza piersi. Oczywiście miałam ze sobą wszelkie wymagane wyniki badań. Lekarz, który mnie przyjmował na oddział stwierdził na podstawie wyniku rentgena płuc, że u mnie nowotwór dał już przerzuty. Ponieważ mój brat zmarł w młodym wieku na chorobę nowotworową uznałam, że to pewnie genetyka i teraz kolej na mnie. Czułam, że tracę grunt pod nogami. Zastanawiałam się ile czasu mi pozostało: rok? czy może pół roku? Nawet nie pomyślałam o tym, żeby pójść się napić – raczej, co muszę pozamykać i uporządkować w swoim życiu. Zadzwoniłam do Sióstr Pasterek w Jabłonowie Pomorskim, w Sanktuarium błogosławionej Marii Karłowskiej i powiedziałam, że tylko cud może mnie uratować. Od razu moja intencja została umieszczona w nowennie do błogosławionej Marii Karłowskiej. I co się okazało? Mój mąż przywiózł wcześniejsze wyniki moich prześwietleń i konsylium lekarskie stwierdziło, że nie mam przerzutów. Znów można zapytać: czy to przypadek?

No cóż, moje życie jest bardzo zwyczajne. Anonimowi Alkoholicy mówią, że trzeźwienie jest łaską - i ja tą łaskę otrzymałam. Dane mi jest pochylać się na co dzień nad człowiekiem uzależnionym, który wciąż jeszcze cierpi - zarówno w mojej pracy terapeutycznej, jak i w klubie, prowadząc liczne warsztaty terapeutyczne. Czy to przypadek?

W moim rozumieniu nie zasługuję, żeby być narzędziem w ręku Boga. Ale gdy spojrzę w lusterko wsteczne na moje życie i drogę, jaką przeszłam, jestem przekonana, że początek tej właśnie drogi zaczął się od Skrzynki Intencji. Wszelkie trudne sprawy polecałam i polecam błogosławionej Marii Karłowskiej. Począwszy od szukania lokalu na klub, poprzez liczne egzaminy i problemy zdrowotne. Odczuwam, że Błogosławiona jest obecna w moim życiu. Od lat staram się być dwa razy do roku w Sanktuarium. Nie potrafię się modlić słowami, ale ważnym jest dla mnie, aby położyć swoje dłonie na Relikwiach Błogosławionej. To taki rytuał, jakbym podłączała się do akumulatora. I szepczę: choć odrobinę Twojej mądrości i serca pragnę mieć, aby móc pomagać - i wracam do „swoich zagubionych owieczek”.

Również proszę o modlitwę w nowennie w Sanktuarium za moich pacjentów - w sposób szczególny za tych, którzy nie otrzymali nigdy miłości w swoim życiu i czują się bardzo samotni i opuszczeni. Bo błogosławiona Maria Karłowska wie, co to uzależnienie i zagubienie w życiu. Mam subiektywne odczucie, że moja praca terapeutyczna nie zawsze jest wystarczająca i proszę o wstawiennictwo Błogosławionej w trudnych przypadkach. Jeśli ktoś wie, czym jest choroba alkoholowa i jak trudno ją zatrzymać, rozumie, że bez łaski Bożej jest to tak po ludzku szalenie trudne. Ja jestem przekonana, że Błogosławiona pomogła mi powstać z mojego upadku, była przy mnie na studiach, gdy robiłam specjalizację i podczas moich hospitalizacji. Jest przy mnie na co dzień.      Basia

To świadectwo mówi samo za siebie. Nie potrzeba tu żadnego komentarza. Trudna historia ludzkiego życia – jedna z tych, które docierają do jabłonowskiego Sanktuarium po to, aby finał tej historii był pozytywny i aby ten, kto uzyskał łaskę trzeźwości, chciał i potrafił pomagać innym uzależnionym. Zapraszamy więc do nawiązania kontaktu z Błogosławioną Matką Marią, aby ci co walczą, nie czuli się sami.

                                               Przygotowała s. Gaudiosa Czesława Dobrska CSDP